To, co najpierw szokuje przy obcowaniu ze Spółką ZOO, to ilość komponentów wsadzonych do tego kompaktowego pudełka. Wieko wręcz ledwo się domyka, co potrafi jednocześnie nastroić pozytywnie (w końcu nie lubimy płacić za powietrze w kartonie), ale i lekko przerazić, bo przecież mieliśmy dostać prostą grę, a nie molocha z milionem elementów! Na szczęście, nie jest tak źle, jak się może na pierwszy rzut oka wydawać.
Czego to w środku nie znajdziemy! Trzy plansze spółek (jabłkowa, ananasowa, cytrynowa), plansza magazynu, żetony akcji, udziałów, owoców. Monety w różnych nominałach, znaczniki rund, cen owoców, cen udziałów.
Karton zdecydowanie przoduje w tej grze, ale spokojnie, w pudełku znajdziemy również garść sporych rozmiarów kart podzielonych na kilka rodzajów. Trafimy więc na karty talii Spółek, karty Wpływu, Pomocników oraz karty talii Bota.
Jakość wykonania poszczególnych elementów jest naprawdę dobra, w szczególności kartoniki, które są dość solidne, choć nie narzekałbym, jeśli byłyby ciut grubsze. Na ogromną pochwałę zasługuje oprawa graficzna. Spółka ZOO wygląda absolutnie fenomenalnie i grafiki w szczególności na planszach Spółek czy kartach Wpływu pełne są przesłodkich zwierzaków, ukrytych smaczków i różnorakich detali. To zdecydowanie najsłodsza gra, z jaką obcowałem w tym roku i choć wiem, że niektórym taka dawka słodyczy może popsuć zęby, ja jestem zachwycony.
Jedyne, do czego mógłbym się „poważnie” przyczepić w kwestii wykonania, to do mało emocjonujących grafik żetonów Akcji. Oczywiście spełniają swoją rolę, ale są takie… Puste, na tle pozostałych elementów gry. Nie podobają mi się również sformułowania na kartach bota oraz zdecydowanie za mała liczba żetonów monet, ale z tego, co wiem, to wydawca pracuje nad tymi aspektami.
Podsumowując, jestem naprawdę zadowolony z zawartości Spółka ZOO. Małe pudełko skrywa wiele dobrego, choć na początku liczba elementów może przytłoczyć mniej wprawionych graczy.