Nie było mi dane poznać pierwszej odsłony Clash of Cultures, ale ta druga, Monumentalna Edycja, daje mi dokładnie to, czego oczekiwałem – planszową adaptację komputer gry Civilization. Może wpływa to na mój odbiór tytułu, łatwiejsze przyswojenie zasad oraz różnych zawiłości, których można znaleźć tu całkiem sporo, ale gra po kilku rundach staje się dosyć prosta, wręcz schematyczna odnośnie wykonywania akcji.
Prostota w Clash of Cultures jest jednak złudna. Zacznijmy od tego, że wykonanie kolejno 3 akcji głównych w swojej turze, wiąże się z tym, że trzeba je zaplanować. Nie zbudujemy budynku lub nie zrekrutujemy armii, nie mając surowców, ale zrobienie obu akcji w jednym mieście obniży zadowolenie mieszkańców. Musimy także patrzeć na technologie, ponieważ wpływają na siebie, bonusują inne akcje, a bardzo ważna jest optymalizacja działań, właściwa ścieżka rozwoju i niepozostawanie z tyłu za innymi graczami.
Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze karty wydarzeń, które odpalają się wraz z co trzecią pozyskaną technologią, czasem działają tylko na nas, czasem na wszystkich, a czasem i pojawią się barbarzyńcy. Dużo losowości, a jeszcze więcej downtime’u. Dorzućmy do tego jeszcze paraliż decyzyjny albo to, że coś po drodze poszło nie tak i zaplanowane akcje trzeba trochę zmienić. Wydarzenia są zwykle negatywne (takie moje odczucie) i mogą pokrzyżować nasze plany na daną rundę.
O wiele inaczej by wyglądała rozgrywka, gdyby zamiast wykonywania na raz 3 akcji, a potem kolejny gracz swoje 3 akcje, wszyscy wykonywali po 1 akcji, robiąc 3 razy takie “kółeczko” po wszystkich graczach. Nie wiem, czy zrozumieliście, co mam na myśli, ale mam nadzieję, że tak 😉 Clash of Cultures to oczywiście wciąż świetna gra, ogromnie regrywalna i do której chce się wracać.
Clash of Cultures nie jest jednak tytułem przyjaznym nowym graczom, zwłaszcza gdy na mapie blisko mamy wyjadacza, który dobrze wie o co chodzi, zna technologie, wie jaką ścieżkę obrać, aby szybko się rozwinąć. Jak jeszcze okaże się, że karty wydarzeń jemu pomogły, a nas wcisnęły w glebę, to już za kilka rund jego wojsko może być pod murami naszego miasta. Gra jest całkiem bezlitosna, zwłaszcza że jest tu możliwość całkowitego zdjęcia kogoś z planszy i zakończenia w ten sposób gry. Grę wciąż wygrywa się na punkty, ale duża ilość miast i budynków (również tych przejętych innym graczom) zdecydowanie pomaga wygrać rozgrywkę!