Slajd powitalny

Skąd przybywasz i cóż Cię niesie? Usiądź z nami przy kominku i opowiedz swoją historię!
Weź udział w naszych grach i zabawach, a może zechcesz zostać z nami na dłużej 😉

Na GE3K Events dla każdego znajdzie się miejsce!

Skąd przybywasz i cóż Cię niesie? Usiądź z nami przy kominku i opowiedz swoją historię!
Weź udział w naszych grach i zabawach, a może zechcesz zostać z nami na dłużej 😉
Na GE3K Events dla każdego znajdzie się miejsce!

Jesienne premiery od wydawnictwa Ogry Games
Przeczytaj najnowszy wpis GE3Ka
Jesienne premiery od wydawnictwa Ogry Games

Najnowsza recenzja do poczytania 😉

Aleplanszówki
Polecamy jeden z najlepszych
sklepów internetowych dla geeków.
poprzedni slajd
następny slajd

Ulubione gry
polskich autorów

Ekipa Redaktorów GE3K Events: Kasia, Kryspin,
Wojtek, Mateusz i Krystian

11/11/2023
Artykuł z okazji
Dnia Niepodległości

Dziś w Polsce obchodzimy święto Niepodległości, wspominamy tych, którzy walczyli w obronie naszej kultury, języka, narodowości i granic państwa. Dziękujemy im za to, że obecnie możemy nazywać się Polakami i mieszkać w niepoległym kraju.

Nawiązując do dzisiejszego święta, chcieliśmy przybliżyć Wam sylwetki kilku polskich autorów oraz o stworzonych przez nich gier. Część naszej redakcji w postaci: Kasi, Kryspina, Mateusza, Wojtka oraz Krystiana (Gram w planszówki) podzieliło się z Wami opiniami na temat ulubionych gier stworzonych przez Polaków. Zapraszam do lektury 🙂.

Ulubiona gra Krystiana

Osadnicy: Narodziny Imperium to  gra autorstwa Ignacego Trzewiczka, uznanego projektanta gier zarówno w Polsce, jak i na arenie międzynarodowej. Jest twórcą Robinsona Crusoe, 51 stanu oraz opisanego przez Wojtka – Detektywa. Jego twórczość zdobyła liczne nagrody i wyróżnienia, a Osadnicy: Narodziny Imperium to jedno z jego najważniejszych dzieł.

Osadnicy: Narodziny Imperium to gra typu euro, gdzie gracze wcielają się w przywódców jednej z czterech unikalnych frakcji: Rzymian, Japończyków, Barbarzyńców i Egipcjan. Gra składa się z 5 rund. Na początku każdej z nich gracze uczestniczą w drafcie kart, gdzie przekazują między sobą karty. Mamy 3 rodzaje kart: karty produkcji, karty cech i karty akcji. Po drafcie kart następuje faza produkcji, w której  wytwarzamy zasoby z planszetki frakcji i kart produkcji. Następnie nadchodzi faza akcji, podczas której gracze mają kilka możliwości. Mogą zagrać karty, płacąc określoną ilość zasobów, wykonywać akcje z wcześniej zagranych kart akcji, czy plądrować inne karty w tym swoje. Są dwa typy kart: karty frakcyjne i karty zwykłe. Karty frakcyjne są lepsze, ale są droższe i aby je zbudować musimy zniszczyć inne karty ze swojego obszaru gry. Oprócz wymienionych akcji możemy również podpisywać umowy, czy wymieniać 2 zasoby ludzi na inne surowce takie jak kamień, czy drewno :). Musimy wykorzystać wszystkie surowce, ponieważ na końcu rundy niewykorzystane zasoby nam przepadną.

Wrażenia z gry
Osadnicy: Narodziny Imperium

Grę zagrałem dziesiątki razy, była to jedna z moich pierwszych nowoczesnych planszówek. Cudownie starzeje się na mojej półce, pomimo upływów lat, co jakiś czas wraca na mój stół. Podoba mi się, że Osadnicy: Narodziny Imperium wyróżniają się asymetrycznymi frakcjami, gdzie każda z nich nie tylko ma unikalne zdolności specjalne, ale również różne karty frakcyjne. Rzymianie plądrują karty przeciwników, Barbarzyńcy produkują dużą ilość ludzi, Japończycy wysyłają samurajów, a Egipcjanie wydobywają złoto. Wszystkie karty mają określony sektor na planszetce frakcji, co pozwala utrzymać porządek na stole. Karty produkcji znajdują się w górnym sektorze, cechy w środkowym, a karty akcji w dolnym. Dodatkowo drewniane żetony zasobów i minimalistyczne ilustracje na kartach, potrafią dodać uroku rozgrywce. Gra wyróżnia się wysoką regrywalnością dzięki różnorodnym frakcjom, co sprawia, że każda rozgrywka jest unikalna, oraz dużej ilości kart, co daje wiele możliwości. Niestety jej jedynym minusem jest jej skalowalność, ponieważ najlepiej sprawdza się w rozgrywce dwuosobowej (nie grałem solo). Dlaczego akurat tę grę wybrałem jako najlepszą planszówkę polskiego autorstwa?

Wahałem się między Osadnikami a Robinsonem Crusoe, ale niezapomniane rozgrywki w Osadników Narodziny Imperium z moją siostrą sprawiły, że to jest najlepsza gra stworzona przez polskiego autora.

Plusy
Łatwe i intuicyjne zasady.
Asymetryczne frakcje.
Duża regrywalność
Pożądek na planszy dzięki systemowi układania kart.
Jedną kartę można wykorzystać na kilka sposobów.
Brak downtimu.
Genialna oprawa graficzna.
Wysoka jakość wykonania
Minusy
Znikoma ilość negatywnej interakcji.
Słaba skalowalność – gra najlepiej sprawdza się dla 2 graczy.

Ulubiona gra Mateusza

Lords of Hellas

Lord of Hellas to jedna z moich ulubionych gier ogólnie, z dwóch powodów. Uwielbiam klimat starożytnej Grecji, a także jestem wielkim fanem gier area control. Oczywiście w tym zestawieniu polskich autorów nie mogło zabraknąć Adama Kwapińskiego, czyli właśnie autora między innymi Lords of Hellas.

Zabawną rzeczą byłoby, gdybym jako drugi przykład ulubionej gry polskiego autora, podał inny tytuł Adama, czyli Lords of Ragnarok, chociaż tak właściwie większość osób kojarzy go jako autora Nemesis. Gier oczywiście ma na swoim koncie o wiele więcej niż te trzy, bo chociażby Frostpunka, ale o tym twórcy można by właściwie poświecić cały osobny artykuł 😉

O czym właściwie jest Lords of Hellas i dlaczego lubię ten tytuł? W grze wcielamy się w jednego z bohaterów, werbujemy jednostki, kierujemy armiami, modlimy się do bogów panteonu greckiego, zabijamy legendarne potwory, a wszystko to aby uzyskać dominacje na półwyspie bałkańskim, spełnić jeden z celów końca gry i zostać władcą Hellady!

Lords of Hellas jest dosyć skomplikowanym tytułem, więc nie będę tu wam opisywał zasad, a jedynie kilka ciekawych mechanik i założeń. Nasz bohater,  posiada statystyki, gdy te się zwiększają, pozwalają nam lepiej walczyć z potworami czy być bardziej mobilnym na planszy. Akcje, które wykonujemy w swojej turze, wybieramy z planszy gracza i musi to być za każdym innym razem inna akcja, chyba że ktoś wykona akcję specjalną budową monumentu, która w pewien sposób „czyści” planszę. Monumenty to znak rozpoznawczy tego tytułu, wznosimy posąg jednego z bogów od podstaw, aż po głowę, ogromne plastikowe figurki, składające się z 5 elementów.

Lord of Hellas – wrażenia

Do Lords of Hellas zasiadam zawsze z wielką chęcią, ponieważ wiem, że czeka mnie epicka przygoda i rozgrywka inna niż poprzednio, a bawić się będzie dobrze w każdym składzie. Gra posiada tryb solo, ciekawą kampanię opartą na historii, ale to, co warto jeszcze nadmienić, to ta Grecja nie jest typowa. Mamy pewnego rodzaju aspekt technologiczny, coś na styl zaimplementowania tematyki sci-fi w klimat Hellady i wyszło to świetnie!

Tytuł można rozgrywać aż do 6 graczy z dodatkami i wtedy jest to prawdziwie epicka, wielogodzinna rozgrywka! Chociaż liczba rund nie jest z góry określona, a przeciąganie liny na planszy może trwać raz krócej, raz dłużej, to gra zupełnie się nie ciągnie i nie powoduje znudzenia. Zawsze mamy tu coś do zrobienia, czy to rozwój bohatera i polowanie na potwory, realizację misji, a może budowanie monumenty, świątyń albo zajmowanie nowych terenów swoimi Hoplitami.

Co z regrywalnością? Jeśli spojrzymy na to przez pryzmat dodatków, to mamy szerokie spektrum wyboru bohatera, ale i bóstw obecnych w danej rozgrywce. Obie rzeczy lekko determinują nam styl rozgrywki, a w połączeniu z losowością pojawiania się potworów i dociągu kart, mamy za każdym razem inne ustawienie i inną potyczkę. Niestety, mimo że jest to jedna z moich ulubionych gier, udało mi się zagrać trochę mniej niż 10 rozgrywek, więc moje zdanie o regrywalności jest takie dosyć optymistyczne, ale śmiało można założyć, że grając w coś 50 razy, może wystąpić pewnego rodzaju znudzenie i powtarzalność 😉

Na zakończenie, warto wspomnieć o kolejnej grze z serii, czyli Lords of Ragnarok, którego miałem okazję ogrywać prototyp. Pewne rzeczy są tam poprawione, niektóre zrobiono zupełnie inaczej lub dodano nowe mechaniki. Więcej o tej grze napisałem w poście na naszym fanpage.

Plusy
Różne drogi do zwycięstwa.
Świetnie wykonane figurki!.
Rozwój postaci!.
Area Control!.
Starożytna Grecja!
Minusy
Pełen monument boga widzimy tylko przez chwilę albo nawet wcale w trakcie gry.
Dostępne już praktycznie tylko z drugiej ręki.
Czasem gdy widzimy, że ktoś wygra za chwilę, nie możemy nic na to poradzić.

Ulubiona gra Wojtka

Źródło: https://www.jaskinia-graczy.pl/pol_pl_DETEKTYW-514_8.jpg

Jedną z moich najlepiej wspominanych i ulubionych gier jest gra Detektyw. Autorem gry jest wszystkim znany Ignacy Trzewiczek, właściciel wydawnictwa Portal Games, który na swoim koncie ma również wspomnianych przez Krystiana Osadników: Narodziny Imperium.

Poza Detektywem inni polscy autorzy stworzyli także inne znane i popularne tytuły jak Nemesis czy This War of Mine. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji w nie zagrać, to serdecznie zachęcam 😀

Detektyw to gra, w której Ty i twoi znajomi wcielacie się w rolę prawdziwych detektywów. Pracujecie jako agenci dla Państwowej Agencji Detektywistycznej Antares. W trakcie gry zmierzycie się z 5 sprawami, które są ze sobą powiązane, a decyzje podejmowane na danym etapie mogą mieć wpływ na wasze przyszłe śledztwa. Karty w pudełku są pogrupowane, każda grupa składa się z 35 kart i odpowiada konkretnej sprawie. Na kartach zawarte są informacje o tym, co się obecnie dzieje, jaki wpływ miała wasza decyzja oraz jakie możecie podjąć następne kroki. W ten sposób podążacie za kolejnymi tropami, tworząc sieć powiązań pomiędzy wspomnianymi faktami.

Na rozwiązanie każdej ze spraw macie od kilku godzin do kilku dni w grze, każda wasza akcja kosztuje was odpowiednią liczbę godzin. Dodatkowo, gdy wasi agenci będą pracować za długo, za każdą nadgodzinę otrzymujecie żeton stresu, który zmniejsza wasz wynik punktowy przy zakończeniu sprawy. Całość rozgrywki poza kartami powiązana jest również z aplikacją – stroną internetową bazy danych Antares – gdzie możecie wyszukiwać podejrzanych, odciski palców, porównywać próbki DNA i podsumowywać wnioski.

Gdy czas na wykonanie misji minie lub gdy zdecydujecie się zakończyć sprawę, musicie wypełnić test. Jeżeli wasze podejrzenia i ustalone fakty okażą się prawdziwe i zbierzecie określoną liczbę punktów, wówczas sprawa uznana jest za zakończoną. Jeżeli nie zdacie testu, musicie spróbować rozwiązać sprawę jeszcze raz, tym razem zgłębiając inne poszlaki.

Źródło: https://dragoneye.pl/images/detektyw-gra-planszowa-wszystkie-elementy0.jpg

Detektyw – wrażenia

Detektyw świetnie spełnia swoje założenia, absolutnie nie myślałem, że faktycznie poczuję się jak detektyw i spędzę przy tym tytule łącznie około 25 godzin. Gra wciąga, fabuła jest świetnie poprowadzona. Musimy ufać naszej intuicji, nie zawsze coś, co wydawałoby się poprawne z punktu widzenia gry, faktycznie takie jest, historia ma wiele zwrotów akcji i w moim uznaniu nie jest bardzo przewidywalna. Jest to inny rodzaj gry planszowej, gdzie rozmowy toczą się nad stołem, gracze snują kolejne teorie, a im więcej ich mamy, tym bardziej możemy pogrążyć się w nadmiarze informacji. Nawet w instrukcji autor wspomina o tym, żeby nie dać się oszukać i zaprowadzić w ślepy zaułek. Nie wszystko, czego dowiemy się w trakcie sprawy, będzie istotne, czasami jednak krytyczną informację, na której nam zależy, uzyskamy dopiero na samym końcu nitki. A właśnie, wiecie, że do gry w Detektywa specjalnie zakupiliśmy tablicę korkową i czerwoną włóczkę z pinezkami, na której wieszaliśmy i łączyliśmy ze sobą zdjęcia podejrzanych? Czuliśmy się jak w prawdziwym filmie akcji!

Detektyw nabiera kolorów przy większej ilości graczy, rekomendujemy grać przynajmniej we trójkę. Im więcej osób bierze udział, tym do większej ilości wniosków dochodzimy. Każdy postrzega rozgrywane wydarzenia w nieco inny sposób, co pozwala mieć szerszy ogląd na całość sprawy.

Plusy
Możecie poczuć się jak prawdziwi detektywi.
Genialna fabuła.
Niska cena.
Prosty setup i zasady.
Minusy
Aplikacja internetowa jest mało intuicyjna.
W grze podstawowej dostępne jest tylko 5 spraw.

Ulubiona gra Kryspina

Klemens Kalicki to na chwilę obecną chyba jedyny autor, którego 100% gier naprawdę lubię i trafiają w moje gusta. Mowa tu oczywiście o jego dwóch grach: Domek oraz omawiana tutaj Łąka. Pan Klemens w znakomity sposób potrafi zaprezentować proste mechaniki w sposób, przy którym każdy powinien się dobrze bawić i to jedne z niewielu polskich gier, które mi się faktycznie podobają. Innymi są np. Osadnicy: Narodziny Imperium, które darzyłem ogromnym sentymentem. Bardzo sobie cenię również grę Enchanters, znaną w naszym kraju oryginalnie pod nazwą Zaklinacze, która, podobnie jak Łąka, z bajecznie prostej mechaniki zbierania kart stworzyła coś unikalnego, fajnego. No i pomysł na tyle się przyjął, że gra otrzymała zatrzęsienie dodatków.

Wracając jednak do Łąki, jest to, jak już wspomniałem gra oparta o zbieranie kart. Wcielając się w wędrowców obserwujących naturę, będziemy dobierać ze wspólnej puli różnorakie karty, a następnie wykładać je przed sobą, najczęściej w kolumnach. Żeby jakąś zagrać, musimy mieć w już zagranych kartach widoczne odpowiednie symbole. Cały myk polega na tym, by tak umiejętnie manewrować zagrywaniem kart i zasłaniać niepotrzebne symbole, by móc ostatecznie tworzyć jak najlepsze zestawy, które dadzą nam punkty na koniec gry. Fajnym pomysłem jest też wykorzystanie specjalnych żetonów, których możemy użyć odpalenia specjalnej zdolności, albo do wybrania karty z konkretnego rzędu bądź kolumny. Żeton ten określa którą kartę możemy wziąć i jednocześnie blokuje dany rząd/kolumnę dla reszty przeciwników.

Gra trwa ustaloną ilość rund w zależności od graczy. W swojej turze gracz używa jednego z pozostałych mu żetonów i używa ich albo do dobrania karty na rękę, a następnie zagrania jakiejś z ręki, lub do aktywowania specjalnej zdolności, a następnie ewentualnego zdobycia dodatkowych punktów. Każda karta generuje jakieś symbole i posiada też informację o tym, jakie symbole musimy już mieć, by móc ją zagrać. Jeśli karta wymaga kilku symboli, zagrywamy ją na jedną z kart, które mają jedną ze wskazanych ikon. Gracz może mieć maksymalnie 10 kolumn z kartami. Poza tym gracze mają też możliwość zagrania krajobrazów lub pamiątki, w analogiczny sposób jak pozostałe karty, z tą różnicą, że te zagrywa się ‘poza’ kolumnami i by zagrać kartę krajobrazu, gracz musi posiadać żeton drogi. Grę wygrywa gracz, który zdobędzie najwięcej punktów z zagranych kart.

Łąka – wrażenia

W Łąkę zagrałem po raz pierwszy na moich pierwszych Planszówkach w Spodku i przyznam szczerze, że wtedy gra mnie jakoś bardzo nie porwała. Dopiero jak tytuł zakupiłem jakiś czas później i na spokojnie do niego przysiadłem – to wsiąkłem. Duża w tym zasługa nie tylko w prostocie zasad, ale też fenomenalnych grafik na kartach. Każda karta w grze jest unikalna i równie piękna co pozostałe. Sama rozgrywka też jest świetna, ciągłe obserwowanie co przeciwnicy robią, blokowanie ich poczynań, jednocześnie starając się samemu wykładać, jak najlepsze karty bawi za każdym razem. Świetnym patentem jest też to, że w grze jest 5 kopert z dodatkowymi kartami. Jasne, możemy je otworzyć od razu i dołożyć do puli kart, ale oficjalnie każdą kopertę możemy otworzyć, dopiero kiedy spełnimy odpowiedni warunek. Jakie to warunki? Np. odwiedzenie jakiegoś parku narodowego, zauważenie dzikiej zwierzyny w lesie. Jedną kopertę otwieramy na pierwszy dzień Wiosny, inną na Wigilię… Bardzo mała rzecz, a strasznie cieszy, a co najlepsze, sprawia, że co jakiś czas człowiek po prostu wraca do gry odkryć nowe karty i zagrać od razu parę partyjek.

Gra dobrze się skaluje, ale nie da się ukryć, że najbardziej losowa rozgrywka jest w grze na 4 graczy. Z uwagi na to, że miejsca na planszy wyboru kart nie jest zbyt dużo, szybko może się okazać, że nim rozegramy naszą turę, nie tylko nie będzie żadnej karty która nas interesuje, ale nawet nie będzie możliwości dobrania czegokolwiek w standardowy sposób. Zdecydowanie najlepiej mi się w Łąkę gra w dwie osoby, z uwagi na dużo większą kontrolę tego, co się dzieje na stole.

Zatrzęsienie unikalnych kart oraz dodatkowe karty, które odblokowujemy przez cały rok, sprawiają, że nie ma dwóch takich samych rozgrywek. Regrywalnosć jest ogromna i zawsze trzeba pójść w inne taktyki. Również z tego powodu niektóre rozgrywki są lepsze, inne grosze. Przy tak dużej puli kart nierzadko się może zdarzyć, że nam nic nie pasuje i niewiele jesteśmy z tym zrobić. Jednak przy grze takiej klasy wagowej jestem w stanie wybaczyć tak drobny problem z losowością.

Łąka zachwyciła mnie świetną, prostą rozgrywką i przepiękną oprawą graficzną. Nie jest to tytuł skomplikowany, wymagający sporej ilości miejsca czy czasu na zagranie. To idealna pozycja na wyjazd czy na luźne, niedzielne granie z drugą połówką, która równie mocno, jeśli nie mocniej, zachwyca się przede wszystkim ilustracjami na kartach. A jeśli komuś mało Łąki w Łące, to jest też do niej znakomity dodatek, który wprowadza jeszcze więcej kart, dodatkową planszę i garść nowych mechanik. Nie wiem, nad czym (jeśli w ogóle) Klemens Kalicki teraz pracuje, ale po tych dwóch jego grach, trzecią biorę w ciemno!

Plusy
Przepiękne ilustracje
Proste mechaniki
Zmusza do myślenia pomimo prostoty
Koperty z kartami
Minusy
Przy większej ilości graczy wkrada się chaos
Losowość czasem daje się we znaki

Ulubiona gra Kasi

Autorem Pana Lodowego Ogrodu jest Krzysztof Wolicki. Ma on za sobą kilka stworzonych gier planszowych, ale przyznam szczerze, że w żaden inny tytuł nie grałam, a nawet o nim nie słyszałam. Do najpopularniejszych gier pana Wolickiego (poza PLO) należą: Martians: A Story of Civilization, Achaja oraz Enclave: Zakon Krańca Świata. Inne gry polskich autorów, które sobie cenię, to wspomniane już wcześniej: Robinson Crusoe oraz Łąka.

Pan Lodowego Ogrodu to gra typu area control opierająca się głównie na mechanice worker placement. Jak zapewne wiecie, cała gra inspirowana jest powieścią Jarosława Grzędowicza o tym samym tytule. Gracze wcielają się w jedną z czterech postaci przedstawionych w książce jako pieśniarze. Każda z postaci ma inne warunki zwycięstwa oraz inne umiejętności jednostek. Pier van Dyken wygrywa, gdy wchłonie magie z czterech uroczysk do ciernia, Urlike Freichof, gdy wybuduje 6 wież, Olaf Fjolsfinn, gdy sprowadzi 6 nowych przybyszy do Lodowego Ogrodu, a Passionaria Callo, gdy uda jej się zamknąć 2 regiony na planszy.

Podczas rozgrywki gracze ustawiają po jednej kostce na wybrane przez siebie akcje, kolejność wykonania tych akcji jest z góry określona. Gdy każdy położy swoje kostki, gracze rozpatrują akcje. Te związane są przede wszystkim z jednostkami w regionach, zasobami oraz przybliżaniem się do spełnienia celu rozgrywki. Po akcjach przychodzi tura Vuko, który potrafi pokrzyżować nam plany. Rozgrywka w Pana Lodowego Ogrodu może zakończyć się na trzy sposoby:

  • gdy znacznik martwego śniegu dotrze na ostatnie pole na torze,
  • gdy gracz wykona osobisty cel postaci,
  • gry którykolwiek z graczy zdobędzie 50 punktów.

Pan Lodowego Ogrodu – wrażenia

Muszę się przyznać, że nie mam jeszcze ogranego Pana Lodowego Ogrodu na tyle, na ile bym chciała. Mam jeszcze wiele w nim do odkrycia. Mimo to bezapelacyjnie wygrał on u mnie miejsce numer 1 w najlepszych grach polskich autorów, pozostawiając konkurencję daleko w tyle. Jestem graczem euro, lubię suche gry bez tematu, nie uważam się za fankę area control, choć ostatnio polubiłam kilka tytułów. Pan Lodowego Ogrodu jest dla mnie wielkim zaskoczeniem! Myślę, że największy czynnik w polubieniu tej gry to znajomość powieści oraz bardzo dobre oddanie jej w grze planszowej. Zasady PLO są dość łatwe i oczywiste. W ich zrozumieniu niestety nie pomaga zagmatwana instrukcja, ale też wielkiej tragedii nie ma. Po prostu jest napisana inaczej, niż przyzwyczaiły nas do tego obecnie wydawane gry. Rozgrywka jest całkiem szybka i idzie bardzo sprawnie. Jest wiele czynników, które mogą zmienić się w trakcie jednej rundy, jednak to nie powoduje jakiegoś długiego down time-u. Bardzo lubię, gdy w grach występują asymetryczne frakcje, gdy rozgrywka inną postacią jest zróżnicowana. To właśnie otrzymujemy w Panu Lodowego Ogrodu. Każda z czterech postaci ma inny cel do wykonania oraz inaczej działające jednostki. Mimo tego, że wykonujemy te same akcje to sposób, w jaki je wykorzystamy, może być zupełnie inny. Cieszę się również, że gra może zakończyć się na trzy różne sposoby, co wywołuje dość dynamiczne potyczki. Pan Lodowego Ogrodu posiada również dwa warianty rozgrywki. Można do gry dołączyć płytki zmieniające specyfikę rundy lub znaczniki kolejności akcji.  W standardowej rozgrywce akcje są wykonywane od góry do dołu podobnie, jak ma to miejsce we Władcach Ziemii. Jestem zwolenniczką tej mechaniki.

Pomimo tych już prawie 10 lat od premiery Pana Lodowego Ogrodu, uważam, że figurki są śliczne i naprawdę dodają charakteru oraz klimatu grze. Co do regrywalności tytułu, to biorąc pod uwagę warianty, asymetryczne frakcje zróżnicowanie w punktacji regionów oraz położenie uroczysk, z czystym sercem, mogę powiedzieć, że jest całkiem spora. Może są to nieliczne różnice wpływające na rozgrywkę, ale w większości to gracze będą wywoływać największe zmiany. Gra inną postacią to zupełnie inna potyczka, aby dobrze poznać naszego  pieśniarza potrzeba kilku partii, więc nauka gry każdą postacią to już dobrych kilkadziesiąt godzin przy planszy. Słyszałam opinie, że gdy gracze opanują postacie, to gra zaczyna być schematyczna, jednak ja nie doszłam jeszcze do takiego momentu.

Jak to na area control przystało, Pan Lodowego Ogrodu lepiej działa w większym składzie. Podobały mi się zarówno rozgrywki trzy-, jak i czteroosobowe. W dwie osoby jest dość luźno na planszy i gracze mogą sobie wcale nie przeszkadzać. Rozgrywka przemienia się bardziej w wyścig, kto pierwszy zrealizuje cel postaci.

Największą wadą gry jest dla mnie jej niedostępność. Pan Lodowego Ogrodu zasługuje na reedycje, dodruk czy jakąś reimplementację. Może z kilkoma mechanicznymi i wizualnymi zmianami dostosowanymi do dzisiejszych standardów gier planszowych. Poprawiłabym również instrukcję, dodała więcej opisów i przykładów. Szkoda również, że w pudełku nie ma wypraski na figurki.

Plusy
Asymetryczne frakcje.
Ładne figurki.
Proste zasady i odpowiedni czas rozgrywki.
Czuć klimat – dużo nawiązań do książki.
Minusy
Niedostępność 😞
Brak wypraski na figurki.
Słabo napisana instrukcja.
Gorzej działa na dwóch graczy.

Podsumowanie

Nazwiska polskich autorów coraz częściej trafiają na okładki gier planszowych i wydawane są również przez wydawnictwa zagraniczne. Ignacego Trzewiczka i Adama Kwapińskiego z pewnością znają liczni gracze z Europy. Ich gry doczekały się zaszczytnych miejsc w TOP 100 na portalu boardgamegeek, więc Panowie mogą mieć powody do dumy. My też cieszymy się, że Polska jest coraz większym punktem na mapie wydawniczej, jeśli chodzi o gry planszowe.

Gry tworzone przez polskich autorów coraz częściej pojawiają się na sklepowych półkach i pozytywnie zaskakują graczy. Przekrój autorów, tematów oraz rodzajów gier jest coraz większy. Powstające nowe wydawnictwa typu Rebel Studio, czy Lucrum Studio pokazują, że coraz więcej krajanów próbuje swych sił na planszówkowym rynku.

Poza wymienionymi grami nie można zapominać o Wiedźminie: Stary Świat (Ł. Woźniak), Destinies (M. Gołębiowski, F. Miłuński), Nemesis (A. Kwapiński), czy Robinsonie Crusoe (I. Trzewiczek). Ich gry podbiły wiele serc na całym świecie i mamy nadzieje, że tych tytułów w przyszłości będzie jeszcze więcej! Życzymy pomysłowości autorom, a Was, graczy zachęcamy do poznawania gier polskich autorów!

Podobne wpisy GE3Ka

Inferno, Architekci Stonespine oraz Unmatched Wschodzące Słońce to nowości od wydawnictwa Ogry Games, o których dzisiaj poczytacie w tym wpisie

Stwórzcie swoje Miasta Marzeń w nowej grze od wydawnictwa Nasza Księgarnia. Proste zasady, strategiczne myślenie i mnóstwo kafelków i budynków w pudełku.