Im dłużej w Kutną Horę gram, tym bardziej mi się podoba. To zdecydowanie tytuł, któremu trzeba dać szansę, bo szczerze: początki nie są przyjemne. Gra nie ma ani zbyt krótkiej kołderki, nie jest też jakoś szczególnie wymagająca pod względem podjęcia konkretnej taktyk. Jest po prostu bardzo przyjemnym eurasem, ale jest tu kilka rzeczy, które potrafią z początku odrzucić.
Zacznijmy od największego problemu gry, a zarazem jej największego atutu: zmienne ceny rynkowe. Dlaczego jest to jednocześnie wada i zaleta? Już spieszę wyjaśniać: Wadą jest to, że przez ciągle zmieniające się ceny towarów, bardzo ciężko jest cokolwiek zaplanować do przodu, co w grze euro wydaje się czymś nadzwyczajnym. Nie każdemu może się ten fakt podobać. Zaletą tego rozwiązania jest natomiast to, że… No właśnie, nie można planować za dużo do przodu! Do ciągle zmieniającej się sytuacji rynkowej gracze muszą się cały czas dostosowywać, zmieniać taktyki, obserwować poczynania przeciwników. Widzisz, że drugi gracz mocno zainwestował w drewno i szykuje się do akcji dochodu? No to cyk, budujesz budynek odpowiedzialny za produkcję tego surowca, co sprawia, że cena jego maleje. Co prawda teraz i Ty mniej zarobisz, ale przeciwnik też! A niższe ceny drewna sprawią, że łatwiej będzie stawiać kolejne budynki i rozwijać kopalnie… Analogiczne sytuacje odnoszą się prawie do każdego surowca dostępnego w grze.
Bardzo mi się podoba mechanika przypisania trzech konkretnych gildii do gracza, co sprawia, że połowa budynków jest dla niego niedostępna. Prowadzi to do wielu ciekawych sytuacji i, ponownie, wymusza baczne obserwowanie poczynań współgraczy. Niestety, z tym całym budowaniem wiąże się upierdliwa obsługa stojaków na karty i suwaczków weń wsuniętych. Każdą zmianę rynkową trzeba oznaczyć przesunięciem konkretnego suwaka lub odłożeniem konkretnej ilości kart z danej talii, co jest po prostu żmudne i niewygodne. Na dodatek, im mniej kart pozostaje w talii, tym ciężej podejrzeć, jakie są obecne ceny rynkowe. Sytuację poprawia istnienie oficjalnej aplikacji do gry, która zajmuje się na bieżąco liczeniem wszystkiego, ale nie każdy chce/lubi używać smartfona przy grze planszowej.
Skoro jesteśmy jeszcze przy narzekaniu i ryneczku, to wspomnę jeszcze o jednej, dość nużącej rzeczy. W grze występuje kilka różnych surowców, lecz jedynymi fizycznymi obiektami, jakimi operujemy w tej grze, są monety. Grosze praskie, którymi płacimy za każdym razem. jak musimy wydać określoną ilość danego surowca. Wiąże się to z ciągłą kalkulacją w głowie, nieustannym przeliczaniem, czy aby na pewno nas na wszystko stać, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Frustruje to tym bardziej, kiedy mamy wszystko policzone i nagle zmienia się cena jednego z surowców, którego chcieliśmy użyć. I trzeba kalkulować na nowo…
Średnio podoba mi się również losowy dobór kafelków kopalni. Losowość w takiej grze jest dla mnie średnim pomysłem. Co prawda, im bardziej rozwinięty poziom technologii kopalni (o ile ktoś go rozwinie), to możemy dobierać więcej tych kafelków, ale i tak często zdarzały się sytuacje, w której ktoś zyskał znacznie więcej przez zwykłe szczęście.
Żeby nie było, że ciągle tylko marudzę: Kutna Hora mi się naprawdę podoba. To solidne euro, które nie przepala zwojów mózgowych i daje sporą satysfakcję. Jest tu kilka dróg rozwoju i każda daje szanse na wygraną. Kołderka nie jest przesadnie krótka, choć nierzadko zdarzy się, że braknie nam przysłowiowej jeszcze jednej tury, by dopiąć zapoczątkowany plan. Podoba mi się to, że gracze tu faktycznie mają realny wpływ na pozostałych.