Slajd powitalny

Skąd przybywasz i cóż Cię niesie? Usiądź z nami przy kominku i opowiedz swoją historię!
Weź udział w naszych grach i zabawach, a może zechcesz zostać z nami na dłużej 😉

Na GE3K Events dla każdego znajdzie się miejsce!

Skąd przybywasz i cóż Cię niesie? Usiądź z nami przy kominku i opowiedz swoją historię!
Weź udział w naszych grach i zabawach, a może zechcesz zostać z nami na dłużej 😉
Na GE3K Events dla każdego znajdzie się miejsce!

Jesienne premiery od wydawnictwa Ogry Games
Przeczytaj najnowszy wpis GE3Ka
Jesienne premiery od wydawnictwa Ogry Games

Najnowsza recenzja do poczytania 😉

Aleplanszówki
Polecamy jeden z najlepszych
sklepów internetowych dla geeków.
poprzedni slajd
następny slajd

Recenzja: Quetzal – miasto świętych ptaków

Mateusz Tabędzki

15/02/2021

Wpierw pragnę Cię powitać, drogi czytelniku, w mojej pierwszej recenzji w tym serwisie. Oczywiście zdarzyło mi się wcześniej naskrobać kilka słów w innych miejscach i nie mam tu na myśli grup tematycznych na Facebooku. Ta recenzja jednak jest w pewien sposób wyjątkowa, ale głównie eksperymentalna, liczę bowiem że po przeczytaniu tego tekstu, zostawisz swoją opinię w komentarzu. Te kilka słów, wytycznych, którymi mnie uraczysz, może być kluczowe w dalszym rozwoju publicystyki na GE3K Events. Ale dosyć już o serwisie, zacznijmy przygodę w Mieście Świętych Ptaków.

Autor: Alexandre Garcia
Ilustracje: Nastya Lehn
Liczba graczy: 2-5
Czas rozgrywki: 30-75 minut (około 15 minut na gracza)
Wiek: 10+
Polski Wydawca: G3
Mechaniki: Worker Placement, Set Collection, Licytacja, Rzut Meplami
SCD: 139 zł

Sprawdź Quetzal na stronie wydawcy!
Porównaj w serwisie Planszeo!

Odwiedź stronę Gramy w Planszowki!

Słów kilka o twórcach

Quetzal to przepięknie wydany tytuł, który w Polsce ukazał się nakładem wydawnictwa G3. Autor gry, Alexandre Garcia, nie ma na swoim koncie spektakularnych tytułów, większość gier nie została nawet wydana i zatrzymała się na etapie prototypów. W naszym kraju jedyną grą, która ukazała się, jest Polowanie na skrzaty, szybki i prosty karciany tytuł dla najmłodszych. Jest jeszcze Dilluvia Project, cięższa ekonomiczna gra o budowaniu miasta również z mechaniką worker placement, której w Polsce niestety nikt nie wydał.

Oprócz autora gry, drugą najważniejszą osobą jest oczywiście Ilustrator, tutaj jest to Pani Nastya Lehn, której kunszt możemy zobaczyć w grze Ostatni Bastion oraz … no właśnie nic więcej w polskim wydaniu, jedynie Gates of Mara od WizKids.

Jak widać, gra nie ma łatwego startu, nie jest kolejnym arcydziełem sławnego autora, a również ilustratorka praktycznie debiutuje dopiero w branży planszówek. Czy warto więc sięgnąć po grę Quetzal? Oczywiście, należy dać szansę każdemu, sprawdzić co ma dla nas do zaoferowania i być może w przyszłości pamiętać, że warto śledzić danego twórcę 😉

Co znajdziemy w środku?

Zajrzyjmy do pudełka. Co czeka nas w środku gry za, którą chcą portret Władysława Jagiełły? A no właśnie bardzo dużo kolorowych dobroci, między innymi:

  • Pięknie wykonana plansza, która na pierwszy rzut oka może wydawać się przytłaczającą ikonografią i chaosem, jaki się na niej znajduje, ale to tylko pierwsze wrażenie
  • ponad 70 kart artefaktów małego rozmiaru (jedna paczka koszulek mini europeanów załatwi sprawę), które posiadają klarowne oznaczenia, a dodatkowo również klimatyczne grafiki
  • pudełeczko stylizowane na drewnianą skrzynię, do schowania kart, taki drobiazg, a robi robotę!
  • ponad 20 heksagonalnych płytek ulepszeń, grubych i solidnie wykonanych, z czytelnymi ikonami
  • mnóstwo monet, wiecie, że Quetzal to również waluta w Gwatemali? Jedno słowo, a tak wiele znaczeń 😉
  • clou gry, czyli meple! 5 zestawów kolorowych mepli, którymi będziemy rzucać (w innych graczy, gdy z nami wygrają) i starać się ich nie zgubić
  • to, co mnie urzekło najbardziej jeszcze zanim zacząłem pierwszą rozgrywkę! Zaślepki na planszę, których używamy do “schowania” pól akcji w zależności od liczby graczy!

Krótko o zasadach rozgrywki

Mamy jeszcze instrukcję, która jest tak jak plansza, kolorowa, pełna obrazków i tłumacząca krok po kroku kolejne fazy rozgrywki. A te wypadałoby opisać chociaż w małym skrócie, chociaż, pewnie i tak lepiej obejrzeć jakaś wideo instrukcję w sieci 😉

Quetzal to 5 rund rozstawiania mepli po planszy. Zanim jednak to nastąpi, na początku każdej rundy rzucamy naszą drużyną, aby zobaczyć, z jakich postaci się składa. W skład grupy wchodzą archeologowie (jeśli mepel upadnie białą stroną), poszukiwacze przygód (czarna strona) oraz przywódca, który jest zawsze jokerem. W przypadku gdy pionek upadnie na bok lub na nogi (tu zyskujemy dodatkową monetę) to również jest jokerem. W ciągu swojej rundy rozstawiamy swoją drużynę na dostępne lokacje na planszy, na niektórych mieści się tylko jeden mepel, na innych będziemy licytować się z innymi graczami, a kto położy ich więcej, ten wykona daną akcję z tego pola. Gdy wszyscy gracze rozłożą swoje pionki, następuje aktywacja lokacji w określonej, stałej kolejności. Cała gra skupia się na pozyskiwaniu kart artefaktów z wykopalisk oraz ich transport na statek, co skutkuje zdobyciem punktów zwycięstwa. Kto po 5 rundach ma ich najwięcej, wygrywa.

Oczywiście karty są różne i różnie punktują. I tu wchodzi mechanika set collection, ponieważ jeśli dostarczymy 3 artefakty tego samego rodzaju w jednym ruchu, dostaniemy więcej punktów, niż zagrywając je pojedynczo. To powoduje, że dążymy do zbierania określonych kompletów kart, szkoda tylko, że lepsze punktowanie kończy się na 3 kartach, a nie na przykład 5 czy 6. Jednak im więcej rozgrywam partii w ten tytuł, tym bardziej zaczynam to rozumieć, w grze nie tworzymy potężnych combosów, zbierając całą rozgrywkę jeden zestaw kart, ale umiejętnie balansujemy między wydobywaniem kart, a ich sprzedażą. Warto również zaznaczyć, że część akcji kosztuje monety, a te nie zawsze jest tak prosto pozyskać i czasem musimy zrezygnować z dobrej akcji, aby zdobyć pieniądze.

Jak skaluje się gra?

Tytuł na pudełku informuje gracza, że długość rozgrywki jest zależna od liczby graczy i liczy około 15 minut na osobę. Jest to zdecydowanie prawda, Quetzal w dwie osoby może zająć pół godziny, a w pełnym, pięcioosobowym składzie 75 minut. Gra nie posiada też dużego downtime’u, rundy poszczególnych graczy idą sprawnie, nawet jeśli w początkowej fazie musimy zdecydować, na które z kilkunastu pól chcemy wysłać swoich workerów. Problem zacząłby się, gdyby wszyscy patrzyli sobie na ręce, a rzucanie meplami odbywało się komisyjnie, po kolei pod czujnym nadzorem współgraczy. Ale przecież ufamy sobie wzajemnie w kwestiach planszowych, czyż nie? 😉

Ważna sprawa to oczywiście jak skaluje się dany tytuł, bo to, że na pudełku znajdziemy informację od 2 do 5 graczy, nie oznacza to, że gra faktycznie jest dobra, albo wręcz grywalna, w każdej konfiguracji. Jest przecież wiele tytułów dwuosobowych, gdzie dodatkowi gracze to tylko bonus (Neuroshima Hex), a także, takich gdzie bez pełnego składu lepiej nie siadać, chyba że ma się własne homerulesy (Planszowa Gra o Tron). Oczywiście może przesadzam, ale wracając do Quetzala; wspomniałem już wcześniej o zaślepkach na plansze, które zakrywają pola na planszy. I na tym, między innymi, właśnie polega skalowanie tego tytułu. Wyłączamy z obiegu niektóre obszary gry, a dodatkowo grając w więcej osób, posiadamy mniej mepli w swojej ekspedycji.

Te dwie rzeczy balansują nam rozgrywkę, która, jak już wiemy, opiera się na walce o atrakcyjne dla nas pola na planszy gry. To sprytny mechanizm, który da się odczuć, ale rozgrywając partię w każdym składzie, mogę śmiało wysunąć wniosek, że gra robi to dobrze, nawet jeśli przy dwóch osobach musimy wspomagać się wirtualnym trzecim graczem, którego meple rozstawiamy na początku rundy według wyciąganej losowo karty. Jest to przemyślane rozwiązanie i mogę polecić tytuł, nawet jeśli nie będziemy grać w pełnym składzie. Oczywiście licytacje będą bardziej emocjonujące w większym gronie, a w dwie osoby poczujemy się trochę jak w szachach, ale jedno jest pewne – nie poczujemy luzu na planszy 😉

O mechanice i smaczkach

Quetzal to ciekawy tytuł z mało spotykaną mechaniką rzucania meplami, dla mnie prawdę mówiąc, to pierwszy taki tytuł i jest to swego rodzaju dobry sposób na lekką asymetrię w rozgrywce, a jednocześnie pole do działania na tle strategicznym. Możemy zablokować akcję na planszy, widząc, że ktoś mało ma w danej rundzie archeologów lub poszukiwaczy przygód. Podoba mi się ten aspekt, tak samo, jak bardzo podoba mi się lekkie zróżnicowanie pewnych elementów w grze. Mam na myśli karty artefaktów, które kolekcjonujemy. Mogłyby być identyczne, jednak dodanie bonusów już miło urozmaica rozgrywkę. Tak samo pola otoczenia świątyni, gdzie pozyskujemy po dwie karty, tu również znajdziemy dodatkowe bonusy, a przecież równie dobrze mogłyby być trzy identyczne obszary.

Takie małe smaczki dodają grze uroku, pokazują jej dopracowanie i próbę urozmaicenia rozgrywki przez autora. Również ilość kafli ulepszeń i ich różnorodność jest czymś, co zasługuje na pochwałę, Zwłaszcza że po artefaktach widać, iż niektóre są o wiele mocniejsze od innych, jednak pozyskanie odpowiedniego ulepszenia, może zmienić zamysł na zbieranie kart i te słabsze, okażą się najbardziej potrzebne i dochodowe. Nawet znacznik pierwszego gracza daje dodatkowe punkty na koniec rozgrywki, a często jest tak, że w ostatniej rundzie uzyskujemy takowy i kompletnie nic nie zmienia w ogólnym rozrachunku – nie tym razem

Wypadałoby tu napisać, co w grze mi się nie podoba, ale tak właściwie oprócz większego kombinowania ze zbieraniem kart i budowania combosów na przykład oddając 6 tych samych kart na raz to ciężko doszukać się minusów w tym tytule. Na pewno fajnie byłoby zebrać mnóstwo punktów w jednym ruchu, byłoby to bez wątpienia bardziej ekscytujące, ale zakładam, że twórca, projektując Quetzal, przetestował, jak się sprawdzi w grze coś takiego i najwidoczniej się nie sprawdziło.

Wrażenia i porównanie z innymi grami

Otwierając pudełko, nie miałem wobec tytułu żadnych oczekiwań, mechanika rzucania meplami to dla mnie taka nowość i abstrakcja, że ciężko mi było się do tego ustosunkować. Oczywiście rozpakowując grę, piękna zieleń przykuła moją uwagę, lubię ten kolor, to jeden z moich ulubionych obok niebieskiego. Nie znalazłem w środku dobrej funkcjonalnej wypraski, ale to smutny standard w planszówkach, więc nie traktuję tego nawet jako minus.

Rozkładając grę i rozgrywając pierwszą partię, zaistniał pewien problem z tym, gdzie położyć workerów, od czego zacząć, co jest optymalne i gdzie zdobyć najwięcej punktów. Ale już po pierwszej rundzie wszystko stało się jasne, tak jak idea tego, że meple będą różne w kolejnych rundach. Trochę może zbyt często stawały się one jokerami (upadając na boczek), co uniemożliwiło strategiczne i skuteczne blokowanie kluczowych pól na planszy jednym kolorem. Po skończonej partii jednak miałem ochotę na jeszcze jedną partię i sprawdzenie jak będą działały inne ulepszenia, które pozyskamy w trakcie rozgrywki.

A jak Quetzal prezentuje się na tle innych, podobnych tytułów z tymi samymi mechanikami, albo z tej samej półki cenowej? Niestety nie zestawię jej z innymi grami o rzucaniu meplami, ale mogę skonfrontować ją z worker placementami o podobnym poziomie skomplikowania. Weźmy przykładowo Epokę Kamienia, wiem, że tam zbieramy surowce, których tutaj nie ma, ale znajdziemy kilka podobnych zależności i śmiało mogę polecić Miasto Świętych Ptaków tym którzy lubią Stone Age. Z nowszych tytułów o podobnym poziomie zaawansowania na pewno jest Little Town, również przyjemny worker placement, jeśli więc podobała wam się ta gra, to warto sprawdzić nowość od Wydawnictwa G3. Serwis Boardgamegeek sugeruje jeszcze takie gry jak Pret-a-porter, Abominacja jako te z podobnym zestawem mechanik, jednak jeszcze nie miałem przyjemności w nie zagrać, a i widać, że są trochę bardziej skomplikowane. A ja spoglądam na Quetzala jako tytuł bardziej rodzinny, wprowadzający i w takich kategoriach pragnę go ocenić i wam przedstawić.

Podsumowanie

Quetzal: Miasto Świętych Ptaków to przyjemny tytuł do zagrania z rodziną albo znajomymi, którzy dopiero wchodzą w świat planszówek. Jest to też idealny przerywnik od ciężkich, mózgożernych eurasów, podczas których zrobienie jednego błędu kosztuje nas zwycięstwo w rozgrywce. Piękna oprawa graficzna, solidne wykonanie komponentów oraz ciekawa mechanika rzucania meplami dają wraz z licytacją i set collection przyjemną rozgrywkę, która może spodobać się nowym graczom, ale i wyjadacze znajdą tu coś dla siebie. W tej półce cenowej to zdecydowanie tytuł godny uwagi, dodatkowo Quetzala możemy zawsze wypróbować w serwisie BGA, ale tak jak w przypadku innych rzeczy, które znajdziemy na pewnych portalach, niektóre smakują po prostu lepiej na żywo. Chociaż oczywiście warto się dobrze przygotować na swój pierwszy raz z Miastem Świętych Ptaków.

Plusy
stosunek ceny do jakości i zawartości pudełka
ciekawe mechaniki
piękne grafiki
dobre skalowanie się tytułu w zależności od liczby graczy
małe ulepszenia, smaczki, które razem dają dobry efekt
Minusy
wyjadacze worker placementów nie mają tu czego szukać
brak spektakularnych combosów w mechanice set collection
można pogubić mepelki 🙂
8/10

Ocena: 8/10

Dziękujemy Wydawnictwu G3 za przekazanie egzemplarza do pierwszej w historii recenzji w serwisie GE3K Events.

Porównaj oferty i dowiedz się więcej  o grze w serwisie Planszeo.
Sprawdź grę na stronie Gramy w Planszówki!

Komentarze

Podobne wpisy GE3Ka

Inferno, Architekci Stonespine oraz Unmatched Wschodzące Słońce to nowości od wydawnictwa Ogry Games, o których dzisiaj poczytacie w tym wpisie

Stwórzcie swoje Miasta Marzeń w nowej grze od wydawnictwa Nasza Księgarnia. Proste zasady, strategiczne myślenie i mnóstwo kafelków i budynków w pudełku.