Podczas pierwszej rozgrywki w Star Wars: The Deckbuilding Game towarzyszyły mi skojarzenia z grami Hero Realms (pewnie bardziej przypomina Star Realms, ale nie miałam okazji zagrać) oraz z Legendary. W wymienionych grach wykorzystywana jest ta sama mechanika oraz rozróżnienie na karty, które możemy pozyskiwać oraz niszczyć. Pomimo podobieństw Star Wars ma coś w sobie, co ją wyróżnia. Gracze mogą kupować jedynie karty swojej frakcji lub neutralne. Karty frakcji przeciwnej można niszczyć i zyskiwać bonusy. Podoba mi się również użycie w rozgrywkach tylko jednego toru z wszystkimi kartami. Proste rozwiązanie, które całkiem sprytnie działa, choć ma też swoje minusy. Skojarzenia z Hero Realms budzą również karty okrętów, które w Star Wars służą jako tarcze obronne naszych baz. W Hero Realms mieliśmy podobny zabieg za sprawą kart Strażników.
Star Wars: The Deckbuilding Game jest całkiem szybką grą, z intuicyjną mechaniką oraz klimatycznymi ilustracjami na kartach. Jeśli wcześniej graliście w deckbuildery, to nauka zasad Star Wars zajmie Wam kilka minut. Tury przebiegają sprawnie, cios za cios. Po skończeniu gry występuje syndrom kolejnej partii, najczęściej zamieniamy się stronami i gramy rewanż 🙂.
W grze występują trzy zasoby. Jeden potrzebny do budowy i wzmacniania talii, drugi do zwycięstwa, a trzecie, czyli Moc został tutaj sprytnie i klimatycznie oddany. Jeśli Moc jest z nami, niektóre karty mają dodatkowe lub silniejsze efekty. Tor równowagi Mocy odzwierciedlony jest jako przeciąganie liny, co całkiem dobrze wyszło. Podoba mi się również powiązanie kart postaci z ich umiejętnościami i odniesienie tego w jakiś sposób do fabuły Star Wars. Przykładowo, Jawowski zbieracz, który z filmów znany jest z rozbierania statków na części w celu pozyskania żelastwa, w grze pozwala graczowi kupić kartę ze stosu kart odrzuconych, czyli jakby zebrać porzuconą część. Jeśli oglądaliście filmy, to wiecie również, że Han Solo nie rozstaje się ze swoim statkiem. W grze Star Wars również zostało to oddane, poprzez wzmocnienie jego umiejętności, jeśli na polu znajduje się również Sokół Milenium.
Pomimo mojej sympatii do sagi Gwiezdnych Wojen nie mogę nie zwrócić uwagi na kilka negatywnych aspektów gry. Zacznę od wykonania. Jak na deck builder, to jakoś kart jest przeciętna, nie jest fatalnie, ale przy tej ilości tasowania, ślady użytkowania mogą być zauważalne. Polecam zaopatrzyć się w koszulki. Poza tym, ilustracje na kartach są ładne. Nie są to kadry wycięte z filmów, a przerysowane sceny, które mogą nadać klimaty Waszym rozgrywkom. Trochę mniej do mnie przemawiają rysunki pojazdów, myśliwców i okrętów (których jest całkiem sporo w talii), niż karty ze znanymi postaciami. Największym uchybieniem względem wykonania jest dla mnie tor równowagi Mocy. Tworzą go dwie, zwykle karty połączone ze sobą. Już wolałabym, żeby to były dwie osobne karty. Teraz pozostaje mi tylko czekać, aż połączenie się rozerwie, a coś czuję, że nie trzeba będzie na to długo czekać. Zostając jeszcze w temacie kart, to moim zdaniem, za mało jest między nimi powiązań. Niektóre karty współdziałają z myśliwcami, łowcami nagród lub jednostkami specjalnymi. Jednak takich kart jest zbyt mało, aby móc się skupić tylko na nich i wokół nich budować jakiś „silniczek”. Wydaje mi się, że Star Wars: The Deckbuilding Game jest mocno ukierunkowany na dodatki. To w nich, mam nadzieję, pojawią się większe zazębienia z pozostałymi typami kart.
Ostatnim poruszonym aspektem będzie występująca w grze losowość. Karty są wykładane do rzędu galaktyki. Może wystąpić sytuacja, w której jedna z frakcji nie ma co kupić. Może wtedy atakować przeciwnika, ale nie zawsze ma wystarczająco dużo siły lub zwyczajnie bonus za zniszczenie nie wynagradza tej akacji. Kilka razy miałam sytuację, w której jeden gracz miał bardzo dobry start, bo wychodziły idealne karty pod niego. Mimo problemu z losowością nie zauważyła, aby frakcje były niezbalansowane. Wydaje mi się, że łatwiej gra się Imperium, jednak nie mogę powiedzieć, że ono zawsze wygra. Moje rozgrywki były dość wyrównane.