We wprowadzeniu do recenzji wspomniałam, że nie spotkałam się z żadną negatywną opinią na temat Szarlatanów z Pasikurowic i muszę przyznać, że rozumiem już dlaczego. Po pierwszej partii miałam jeszcze kilka obiekcji. Może zdarzyć się tak, że wybuchniemy raz czy dwa na początku rozgrywki i zabawa przestaje być taka fajna. Jednak tę grę traktuje się na luzie. Wydaje mi się, że przy grze w kociołki ważny jest odpowiedni dobór towarzystwa. O wiele lepiej będzie grało nam się ze znajomymi, niż z grupą obcych nam ludzi. A także ważne jest, aby gracze wiedzieli, co to za rodzaj gry. Nie macie przed sobą mózgożera trwającego 3 godziny, a lekką i przyjemną zabawę w igranie z losem. W grze wszechobecny jest humor i on udziela się również graczom. Jasne, możemy czuć frustracje, gdy inni dobierają wymarzone czwórki, a nam się trafiają same śnieguliczki, jednak jak nie w tej rundzie, to w następnej może uda nam się odkuć. Pomocne są także szczury, dzięki którym możemy rozpoczynać dokładanie składników kilka pól dalej od naszej kropelki. Także, nawet gdy przez większą część rozgrywki mamy mierny wynik punktowy, to nic straconego, bo może tym razem to do nas uśmiechnie się trochę szczęście. 🙂 Szczury też wyrównują szansę między np. rodzicami i dziećmi, więc Szarlatani z Pasikurowic wpasowuje się idealnie w realia gry familijnej.
Nie można ukrywać, że Szarlatani z Pasikurowic to gra bazująca na szczęściu. Występuje w niej mechanika push your luck i bag building. Pomimo wszelkich starań zdobycia jak najlepszych składników do naszego woreczka i tak (teoretycznie) możemy wyciągnąć same śnieguliczki. Oczywiście, rozbudowując worek, zmniejszamy szansę na wylosowanie białego składnika, jednak nigdy nie możemy być pewni i właśnie to jest najlepszą częścią tej gry! Niepewność! Ryzyko! To, że wygrana, bądź przegrana zależy od nas! Dlatego też Szarlatani z Pasikurowic budzą takie emocje! Nie powiem, że wczuwamy się w znachorów warzących miksturę, bo tego nie czuję, ale czuję plątaninę myśli, czy dobierać kolejny składnik oraz mam wyrzuty sumienia, gdy dobrałam o jeden składnik za dużo, przez co spowodowałam eksplozję.
Obok masy emocji, Szarlatani z Pasikurowic mają proste i przystępne zasady (opisane w mniej przystępny sposób). Dlatego też ta gra jest bardzo polecana jako wprowadzenie graczy w świat planszówek. Można w przyjemny sposób pokazać ludziom, że istnieje coś więcej niż Monopoly i Scrabble. Gra świetnie nadaje się również na imprezę, gdyż jej lekki i humorystyczny charakter wpasowuje się w taki klimat wieczoru przy trunkach. Kolejną zaletą tytułu jest jego regrywalność. Dzięki czterem księgom z opisem różnych akcji składników, mamy całkiem niezły wachlarz opcji. Jeśli wliczyć do tego losowy dobór tych składników oraz zmienne warunki gry, dyktowane przez karty wróżki, myślę, że taka sama partia nie ma prawa się powtórzyć. Bardzo trafnym pomysłem jest również nadanie każdej księdze coraz wyższego stopnia trudności. Dzięki temu z nowicjuszami możemy zagrać w księgi z jedną lub dwiema wstążkami. Za to prawdziwi wyjadacze będą mogli rozegrać bardziej skomplikowane akcje w swoich partiach. Nadmienię również, że talii kart wróżki jest wspaniała i idealnie wpasowuje się w realia Szarlatanów. Przypomina ona karty praw z Palca Bożego (FoxGames). Gra skaluje się bardzo dobrze, każdy tworzy swój zestaw składników, nie ma w grze elementów, które musiałby być wykluczone z gry przy mniejszej liczbie graczy, także czy w dwie osoby, czy w pełnym składzie w Szarlatanów z Pasikurowic gra się równie dobrze.
Niestety każda gra się zużywa, a przez to, że żetony składników narażone są na ciągłe obijanie się o siebie, mam pewne obawy co do trwałości komponentów. Do tej pory nie mam żadnych śladów na składnikach, ale jestem niemal pewna, że kiedyś się pojawią. Najgorzej może być z żetonami śnieguliczek, które są używane w każdej partii. Możliwe, że z czasem nabiorą otarć i będzie to niestety wyczuwane w trakcie losowania z woreczka.