Uczta dla Odyna po rozłożeniu na stole robi wrażenie. Bardzo podoba mi się samo wykonanie gry. Plansze osady są z dobrej grubości tektury, to samo tyczy się wysp, budynków, planszetek na statki oraz na szare żetony. Także płytki towarów są dobrej grubości. Podobają mi się również materiały budowlane, czyli kamienie i drewno oraz znacznik pierwszego gracza, czyli figurka łosia. Karty są przeciętne. Nie są płótnowane i wydają się być średniej grubości. Przy tak dużej liczbie kart płótnowanie ich znacznie podniosłoby koszt i moim zdaniem byłoby ono zbędne. Na wielki plus Uczty dla Odyna działają dodane do gry zasobniki na żetony. Stanowią one nieodłączną część gry i tworzą swego rodzaju rynek. Podoba mi się, że wszystko w nim ma swoje miejsce oraz że twórcy dołożyli pokrywki, dzięki czemu można wszystko bezpiecznie przechowywać w pudełku. Uporządkowane zasoby znacznie przyspieszają set up rozgrywki i ułatwiają odnajdywanie towarów podczas gry.
Najważniejszą fazą jest wykonywanie akcji. Każdy z graczy ma do dyspozycji kilkadziesiąt pól akcji. Są one pogrupowane i podzielone na kolory, dzięki czemu łatwiej je zapamiętać i szybko można odnaleźć je na planszy. Większość mikro zasad, o których musimy pamiętać, również znajduje się na planszach. Informacje o tym, jak układać kafelki, jaki należy mieć statek by wykonać daną akcję i kiedy można użyć dodatkowej rudy, a także przypomnienie do jakiego rodzaju polowania, używa się jakiego typu kart broni. Jest to świetnie przemyślane i naprawdę ogranicza sięganie po instrukcję.
Zasady podczas pierwszej rozgrywki tłumaczyłam blisko godzinę, jednak z każdą kolejną partią szło mi to coraz lepiej, bo większość akcji jest bardzo logiczna i można ją sobie łatwo skojarzyć. Wszystko się wiąże tematycznie. Od polowania na wieloryby z odpowiednią łodzią i włócznią, przez rozmnażanie zwierząt po emigracje Wikingów i zmniejszenie liczby osób przy stole. Myślę, że w grze takiej, jaką jest Uczta dla Odyna, to bardzo ważne, żeby móc sobie wytłumaczyć rodzaje akcji. Kiedy człowiek widzi tyle opcji jednocześnie, może czuć się zagubiony, gdy jednak zacznie je sobie kojarzyć z tym, co one dają i jaki jest ich koszt, bardzo szybko jest w stanie zapamiętać akcje. Jednak gracze, którzy grali w Ucztę dla Odyna po raz wtóry, mają przewagę nad początkującymi. Znają oni pola i rodzaje akcji na planszy, więc mogą lepiej zaplanować swoje ruchy. Większość akcji jest banalna i wydaje mi się, że samo zrozumienie zasad nie powinno stanowić dla większości kłopotu. Jednak rozumienie zasad nie przekłada się od razu na sukcesy w rozgrywkach. Tej grze trzeba poświęcić naprawdę wiele czasu, aby wiedzieć, co chce się zrobić i robić to, jak najbardziej wydajnie. Istnieje tu wiele strategii, sama jeszcze nie odkryłam wszystkiego, ale jest to fantastyczne uczucie, gdy siadając do Uczty dla Odyna po raz któryś, wciąż mogę grać inaczej niż wcześniej i próbować nowych dróg do zwycięstwa.
Jak na grę euro Uczta dla Odyna ma całkiem „długą kołderkę”. Gdy przeciwnik zajmie Twoje upragnione pole, możesz łatwo zmienić plan i wybrać coś innego, może nie będzie to tak optymalne, jak pierwotny plan, ale otworzy Ci drogę do innych opcji w przyszłości. Moim zdaniem trudno w tej grze popełnić błąd przekreślający szanse na zwycięstwo. Oczywiście, jeśli ktoś wybitnie się nie postara, to wszystko jest możliwe, ale jeśli gracze są na podobnym poziomie i idą różnymi ścieżkami strategii, to podczas rozgrywki trudno ocenić, kto ma przewagę.
Gra euro, a rzucamy w niej kostkami? Tak! Mimo że w Uczcie dla Odyna pojawiają się kostki (ośmio- i dwunastościenna), to nie nazwałabym jej grą losową. Kości występują na kilku polach, na które wchodzimy świadomi tego, co nas może czekać. Możemy się przygotować do tej akcji, gromadząc odpowiednie zasoby i karty broni. Dodatkowo rzucając kostką, możemy niezadowalający nas wynik dwukrotnie przerzucić. To wszystko sprawia, że gracz nie odczuwa losowości. Sam się pakował na to pole i wiedział, co ryzykuje. W razie niepowodzenia gracz otrzymuje również rekompensatę w postaci zasobu, karty broni, a czasem wraca do niego również wojownik. Akcje z kostkami dodają również tematycznego „smaczku” rozgrywce, gdyż idąc na polowanie, nie wiesz, z jakim zwierzęciem przyjdzie Ci się zmierzyć, a rabując i plądrując inne nacje, im więcej wysiłku w to włożysz, tym większy łup możesz zyskać.
O Uczcie dla Odyna usłyszałam takie zdanie: Samo układanie kafelków na planszę osady – to już jest gra, a cała reszta wygląda, jakby ktoś wprowadził do niej 20 dodatków. To może przekonać Was, że Uczta dla Odyna jest naprawdę obszerna. Wiele elementów to również „stołożerność”. Inne zdanie, które usłyszałam, grając w Ucztę dla Odyna, to: Co tu taki bałagan? Gra czteroosobowa zajmuje sporo miejsca i pomimo ułożonych elementów może wydawać się chaotyczna. Dla mnie minusem jest jej rozkładanie i chowanie do pudełka. Dużo komponentów, każdy w innym woreczku strunowym, trzeba się przy tym troszkę napracować. Nie jestem również fanką szaty graficznej stworzonej przez pana Dennisa Lohausena. Grafiki są dość surowe i znacznie odbiegają od dzisiejszych standardów. Ostatnim minusem, choć niewielkim, może być niestandardowy rozmiar pudełka. Uczta dla Odyna ma wymiary szerokości i długości takie same, jak inne gry Uwe Rosenberga m.in. Agricola, Kawerna oraz Pola Arle, jednak nie jest to standardowe kwadratowe pudełko i wyróżnia się pośród moich pozostałych gier na półce.